On uważał ją za
wieczną optymistkę i taka była. Ciągle uśmiechnięta, zawsze szukająca dobra.
Znał ją krótko, trochę ponad rok, ale kochał na zabój. Była jego gwiazdką w
oku. Dla niej rzucił by wszystko i wyjechał. Wiedział o niej dużo, lecz nie na
tyle by poznać jej przeszłość. Tak naprawdę znał tą inną Gabrysię Pomrę.
Ona uważała go za
ideał. Spokojny, myślący racjonalnie. Oddała by za niego życie. Ukrywająca swoje korzenie, nie chcąca wracać
do tego co było. Owszem była optymistką i nie udawała jej, była po prostu szczęśliwa.
Jeden telefon, jeden dzwonek do drzwi…
Marsz Mendelsona.
Twój przyszły teść prowadzi Cię do ołtarzu. Krok, po kroku zbliżasz się do niego
ubranego w idealnie dopasowany garnitur. Nie mija wiele czasu i już musicie składać
przysięgę.
-Ja Gabriela –
mówi ksiądz, a ty nerwowo rozglądasz się po kościele. Widzisz go, stoi pod
jednym w filarów.
-Ja-a, nie mogę.
Przepraszam cię – wysuwasz rękę i wybiegasz z kościoła
- Gabriela –
słyszysz nawoływanie twojego ukochanego.
Wygrał, twój ojciec znowu zwyciężył.
Say something, I'm giving up on you
And I'm sorry that I couldn't get to you
And anywhere, I would've followed you
_______________________
po zakończeniu opuszczonych.
Jak myślicie kto wcieli się w głównego bohatera?